poniedziałek, 13 stycznia 2014

Weekend w Rzymie + derby...

Dziś zabieram was do miejsca, które kocham i które chyba nigdy mi się nie znudzi...
... do Rzymu :)


Moja propozycja to weekend w Wiecznym Mieście połączony z emocjonującym wydarzeniem sportowym jakim są derby Rzymu...
Pojedynek dwóch wielkich piłkarskich drużyn : Lazio i AS Roma
 

Wstępny kosztorys:

Bilety na trasie Warszawa - Rzym - Warszawa w dwóch opcjach :

1) Piątek 07.02 - Poniedziałek 10.02 - 270zł
2) Sobota 08.02 - Poniedziałek 10.02 - 290zł

Hotele od 18euro/noc za pokój dwuosobowy

Bilet komunikacji miejskiej : 4euro/ dzień lub 11euro/ 3 dni


Jeśli potrzebujecie więcej informacji lub pomocy przy rezerwacjach chętnie pomogę :)


środa, 8 stycznia 2014

od czegoś trzeba zacząć...

STANDARDOWO - bo o podróżach.
NIESTANDARDOWO - bo o sporcie...


Od kiedy pamiętam nie lubie się przyporządkować. Gdy wszyscy kupują wycieczki do Tunezji i Egiptu, ja wsiadam w samochód i jadę odpocząć w klimatycznym śródziemnomorskim, ale europejskim miasteczku. Gdy wszyscy wybierają się na Hungaroring podziwiać Kubice, ja wybieram się na  Monze, by kibicować Ferrari. Podobnie jest z wszystkim dookoła.
Obecnie od 7 lat intensywnie łacze pasje podróżnicze z miłością do sportu. To właśnie tym chciałabym Was zarazić i pokazać, że sportowe podróżowanie nie musi wiązać się z wielkimi kosztami, wyrzeczeniami i nudą. Wręcz odwrotnie...



Podróże to wiadome, ale sport? Tak na prawdę sama nie wiem od czego się zaczeło. Podobno już jako dziecko nie lubiłam bawić się lalkami Barbie. To chyba dlatego mój pokój pełen jest miniaturowych bolidów, torów F1, flag i szalików piłkarskich. Każda z tych rzeczy ma swoją historię. Zdalnie sterowany bolid Ferrari przywiozłam z Monzy, tor z Walencji, flagę włoską z Mediolanu, a szalik Betisu z Sewilli.
Zawsze do sportu podchodziłam niestandardowo. Patrzyłam na technikę klubu, a nie na to czy wygrywa czy nie. Oglądałam Formułe 1 jeszcze wtedy, gdy nie jeździł tam żaden Polak.
Obecnie w przyjemny sposób łącze obie pasje – sport i podróżowanie. A jak to się zaczeło? Pamiętam, że kiedyś obiecałam sobie, że pierwsze zarobione pieniądze przeznacze na... sportową podróż. Tak też się stało.
Plan na rok 2007 – wyścig Formuły 1 na torze Monza. Dlaczego Monza, skoro Hungaroring jest bliżej? Otóż panuje tam jedna z najlepszych atmosfer podczas wyścigów F1. Dodatkowo ja, wierna fanka Ferrari, wychowana na włoskiej kulturze nie wyobrażałam sobie innego miejsca na pierwszy wyścig. To jednak nie był jedyny plan na ten rok. Brakowało w tym wszystkim plaży i zwiedzania. Włochy nie wchodziły w gre. Byliśmy tam już chyba ze 100 razy. 
Parga
Padło więc na Grecje. Łatwe połączenie do Mediolany, a w dodatku wciąż były tam miejsca do których chcieliśmy pojechać. Oba plany udało się połączyć. Na odpoczynek udaliśmy się do Pargi – starego, pirackiego miasteczka na zachodnim wybrzeżu, do którego ciągnie się górzysta droga przez całą Grecje, a także wyspa Lefkada. To jedno z miejsc, które w tym kraju lubie najbardziej, a to za sprawą krystaicznie czystego morza i pięknych piaszczystych plaż, a także prawdziwej greckiej atmosfery.


Parga
Lefkada



prom do Italii
Kolejnymi etapami w drodze do Mediolanu miały być Albania, Czarnogóra, Chorwacja i Słowenia. Plany pokrzyżował jednak pożar lasów szalejący w okolicach. W tym wypadku jedynym wyjściem okazał się prom. O godzinie 23 w Igumeniście wjechaliśmy na prom udając się w całonocny rejs do Italii. 

Rzym
O godzinie 10 byliśmy już na miejscu – w Bari. Przejażdzke bałkańskim wybrzeżem zastąpiliśmy przeprawą przez Włochy. Przy okazji zatrzymując się na jeden dzień w Rzymie. 


Watykan


Aż trudno uwierzyć, ale trafiliśmy akurat na audiencje Papieża.
Prosto z Wiecznego Miasta udaliśmy się dobrze nam znaną „Autostradą Słońca“ do Mediolanu. Po drodze jednak jeszcze jeden mały przystanek, bo być w okolicy Modeny i nie zaglądnąć do Maranello to grzech. To tam znajduje się najpopularniejsza fabryka we Włoszech, a może nawet i w Europie. Miejsce gdzie każdy ma na sobie te same barwy i w pełni oddaje się jednemu zespołowi. Tak, to siedziba Ferrari. Na żywo robi dużo większe wrażenie niż w telewizji. 
Tuż przy wjeździe do Maranello spotykamy ubranego w czerwony kombinezon Włocha, który z uśmiechem na twarzy pokazuje nam drogę do muzeum. Po drodze mijamy jeszcze wiele osób. Każdy tak samo ubrany. Z czarnym rumakiem na piersi. O dziwo nawet kafejka w centrum miasteczka zainspirowana została Ferrari. To tu codziennie spotykają się pracownicy fabryki, muzeum, toru i sklepików, aby porozmawiać o newsach. Oczywiście tych związanych z samochodami. Obecnie tematem numer 1 jest zbliżający sie wyścig Formuły 1. Trwają spekulacje kto wygra. W przeciwieństwie do prasy i telewizji tu nie zastanawiają się który kierowca ze stawki dojedzie pierwszy, tylko który kierowca Ferrari tym razem będzie pierwszy. To tak jakby inny świat, w którym liczy się tylko jedno – Ferrari.

Co ważne bardzo czesto można tu spotkać zarówno kierowców, jak również mechaników z którymi bez większych problemów można porozmawiać. Osobiście udało mi się spotkać szefa muzeum, który chętnie opowiedział o wczorajszych terstach na torze Fiorano (tor należący do Ferari. To tu odbywają się testy nowych supersamochodów i bolidów).


Na Autodromo Nazionale di Monza, bo tak dokładnie nazywa się tor dojechaliśmy w czwartek wieczorem. Zajeliśmy miejsce na campingu i czekaliśmy na piatkowe testy. Przyznam, że nie wyobrażam sobie innego miejsca niż ten. Nie żaden hotel w Mediolanie, nie wynajete mieszkanie w Monzy, a camping. To najlepsze miejsce dla prawdziwych fanów F1 i... złodzieji. Tak to prawda. Wybierajac się na camping przy torach F1 dobrze dbajcie o rzeczy. 
W tym wypadku duży plus musze przyznac organizatorom wyścigów we Francji. Może atmosfera jest kiepska i kierowcy F1 już się tam nie ścigają, ale camping na terenie toru to dobre i bezpieczne rozwiązanie.

Nic jednak nie zastąpi ryków odpalanych silników i powtórek z poprzednich sezonów. Dla takiej atmosfery warto przyjechać nawet z drugiego końca świata.
W chwilach wolnych od treningów i kwalifikacji można wybrać się do Mediolanu. Szczególnie wartym odwiedzenia oprócz katedry Duomo i kilku innych atrakcji jest... Stadion San Siro (Estadio Giuseppe Meazza). 
Jak dobrze trafimy, to oprócz meczów ligowych (AC Milan lub Inter Mediolan) możemy trafic również na mecze reprezentacji narodowej, tak jak to miało miejsce w 2007 roku. W tym samym czasie co weekend F1 odbwał się tam mecz kwalifikacyjny do Mistrzostw Europy pomiędzy reprezentacją Włoch i Francji. Stadion tego dnia był pełny – 85 tys. widzów, a ja przywiozłam z niego pamiątkową flagę, przy okazji kupna której wysuchałam opowieści o rodzimym futbolu przedstawioną przez sympatycznego włocha z Neapolu.

To był jednak tylko początek :)