STANDARDOWO - bo o podróżach.
NIESTANDARDOWO - bo o sporcie...
Od
kiedy pamiętam nie lubie się przyporządkować. Gdy wszyscy kupują
wycieczki do Tunezji i Egiptu, ja wsiadam w samochód i jadę odpocząć w
klimatycznym śródziemnomorskim, ale europejskim miasteczku. Gdy wszyscy
wybierają się na Hungaroring podziwiać Kubice, ja wybieram się na
Monze, by kibicować Ferrari. Podobnie jest z wszystkim dookoła.
Obecnie
od 7 lat intensywnie łacze pasje podróżnicze z miłością do sportu. To
właśnie tym chciałabym Was zarazić i pokazać, że sportowe podróżowanie
nie musi wiązać się z wielkimi kosztami, wyrzeczeniami i nudą. Wręcz
odwrotnie...
Podróże to wiadome, ale sport? Tak na
prawdę sama nie wiem od czego się zaczeło. Podobno już jako dziecko nie lubiłam
bawić się lalkami Barbie. To chyba dlatego mój pokój pełen jest miniaturowych
bolidów, torów F1, flag i szalików piłkarskich. Każda z tych rzeczy ma
swoją historię. Zdalnie sterowany bolid Ferrari przywiozłam z Monzy, tor
z Walencji, flagę włoską z Mediolanu, a szalik Betisu z Sewilli.
Zawsze
do sportu podchodziłam niestandardowo. Patrzyłam na technikę klubu, a nie na to
czy wygrywa czy nie. Oglądałam Formułe 1 jeszcze wtedy, gdy nie jeździł tam
żaden Polak.
Obecnie
w przyjemny sposób łącze obie pasje – sport i podróżowanie. A jak to się
zaczeło? Pamiętam, że kiedyś obiecałam sobie, że pierwsze zarobione pieniądze
przeznacze na... sportową podróż. Tak też się stało.
Plan na rok 2007 – wyścig Formuły 1 na
torze Monza. Dlaczego Monza, skoro Hungaroring jest bliżej? Otóż panuje tam
jedna z najlepszych atmosfer podczas wyścigów F1. Dodatkowo ja, wierna
fanka Ferrari, wychowana na włoskiej kulturze nie wyobrażałam sobie innego
miejsca na pierwszy wyścig. To jednak nie był jedyny plan na ten rok. Brakowało
w tym wszystkim plaży i zwiedzania. Włochy nie wchodziły w gre. Byliśmy tam już
chyba ze 100 razy.
|
Parga |
Padło więc na Grecje. Łatwe połączenie do Mediolany, a w
dodatku wciąż były tam miejsca do których chcieliśmy pojechać. Oba plany udało
się połączyć. Na odpoczynek udaliśmy się do Pargi – starego, pirackiego
miasteczka na zachodnim wybrzeżu, do którego ciągnie się górzysta droga przez
całą Grecje, a także wyspa Lefkada. To jedno z miejsc, które w tym kraju
lubie najbardziej, a to za sprawą krystaicznie czystego morza i pięknych piaszczystych
plaż, a także prawdziwej greckiej atmosfery.
|
Parga |
|
Lefkada |
|
prom do Italii |
Kolejnymi etapami w drodze do Mediolanu
miały być Albania, Czarnogóra, Chorwacja i Słowenia. Plany pokrzyżował jednak
pożar lasów szalejący w okolicach. W tym wypadku jedynym wyjściem okazał się
prom. O godzinie 23 w Igumeniście wjechaliśmy na prom udając się w całonocny
rejs do Italii.
|
Rzym |
O godzinie 10 byliśmy już na miejscu – w Bari. Przejażdzke
bałkańskim wybrzeżem zastąpiliśmy przeprawą przez Włochy. Przy okazji
zatrzymując się na jeden dzień w Rzymie.
|
Watykan |
Aż trudno uwierzyć, ale trafiliśmy akurat
na audiencje Papieża.
Prosto z Wiecznego Miasta udaliśmy
się dobrze nam znaną „Autostradą Słońca“ do Mediolanu. Po drodze jednak jeszcze
jeden mały przystanek, bo być w okolicy Modeny i nie zaglądnąć do Maranello to
grzech. To tam znajduje się najpopularniejsza fabryka we Włoszech, a może nawet
i w Europie. Miejsce gdzie każdy ma na sobie te same barwy i w pełni oddaje się
jednemu zespołowi. Tak, to siedziba Ferrari. Na żywo robi dużo większe wrażenie
niż w telewizji.
Tuż przy wjeździe do Maranello spotykamy
ubranego w czerwony kombinezon Włocha, który z uśmiechem na twarzy
pokazuje nam drogę do muzeum. Po drodze mijamy jeszcze wiele osób. Każdy tak
samo ubrany. Z czarnym rumakiem na piersi. O dziwo nawet kafejka w centrum
miasteczka zainspirowana została Ferrari. To tu codziennie spotykają się
pracownicy fabryki, muzeum, toru i sklepików, aby porozmawiać o newsach.
Oczywiście tych związanych z samochodami. Obecnie tematem numer 1 jest
zbliżający sie wyścig Formuły 1. Trwają spekulacje kto wygra. W przeciwieństwie
do prasy i telewizji tu nie zastanawiają się który kierowca ze stawki dojedzie
pierwszy, tylko który kierowca Ferrari tym razem będzie pierwszy. To tak jakby
inny świat, w którym liczy się tylko jedno – Ferrari.
Co ważne bardzo czesto można tu spotkać
zarówno kierowców, jak również mechaników z którymi bez większych
problemów można porozmawiać. Osobiście udało mi się spotkać szefa muzeum, który
chętnie opowiedział o wczorajszych terstach na torze Fiorano (tor należący do
Ferari. To tu odbywają się testy nowych supersamochodów i bolidów).
Na Autodromo Nazionale di Monza, bo tak
dokładnie nazywa się tor dojechaliśmy w czwartek wieczorem. Zajeliśmy miejsce
na campingu i czekaliśmy na piatkowe testy. Przyznam, że nie wyobrażam sobie
innego miejsca niż ten. Nie żaden hotel w Mediolanie, nie wynajete mieszkanie w
Monzy, a camping. To najlepsze miejsce dla prawdziwych fanów F1 i... złodzieji.
Tak to prawda. Wybierajac się na camping przy torach F1 dobrze dbajcie o rzeczy.
W tym wypadku duży plus musze przyznac organizatorom wyścigów we Francji. Może
atmosfera jest kiepska i kierowcy F1 już się tam nie ścigają, ale camping na
terenie toru to dobre i bezpieczne rozwiązanie.
Nic jednak nie zastąpi ryków odpalanych
silników i powtórek z poprzednich sezonów. Dla takiej atmosfery warto
przyjechać nawet z drugiego końca świata.
W chwilach wolnych od treningów i
kwalifikacji można wybrać się do Mediolanu. Szczególnie wartym odwiedzenia
oprócz katedry Duomo i kilku innych atrakcji jest... Stadion San Siro (Estadio
Giuseppe Meazza).
Jak dobrze trafimy, to oprócz meczów ligowych (AC Milan lub
Inter Mediolan) możemy trafic również na mecze reprezentacji narodowej, tak jak
to miało miejsce w 2007 roku. W tym samym czasie co weekend F1 odbwał się tam
mecz kwalifikacyjny do Mistrzostw Europy pomiędzy reprezentacją Włoch i
Francji. Stadion tego dnia był pełny – 85 tys. widzów, a ja przywiozłam
z niego pamiątkową flagę, przy okazji kupna której wysuchałam opowieści o
rodzimym futbolu przedstawioną przez sympatycznego włocha z Neapolu.
To był jednak tylko początek :)